Focus – Focus 11

Focus – Focus 11

Holandia

 


 

In and Out of Focus Records, IF 009 LP, 25 styczeń 2019.

Najwyższa pozycja na liście przebojów – numer ?

 


 

Okładka LP i CD

OCENA 7/10

 


 

Lista utworów:

1. Who’s Calling ?

2. Heaven

3. Theodora Na Na Na

4. How Many Miles ?

5. Mazzel

6. Winnie

7. Palindrome

8. Clair-Obscur

9. Mare Nostrum

10. Final Analysis

11. Focus 11

 


 

Skład:

Thijs Van Leer – Hammond organ, piano, flute, synthesizer, vocals
Pierre Van Der Linden – drums
Menno Gootjes – guitars
Udo Pannekeet – bass guitar

 

Nagrano: 2018

 

Produkcja – Geert Scheijgrond, Thijs Van Leer, Udo Pannekeet
Realizacja nagrań – Emile Elsen,Geert Scheijgrond, Udo Pannekeet

 


 

Co prawda na tej stronie miałem zajmować się głównie archiwaliami, ale stwierdziłem nie można przecież pozostawać całkiem obojętnym na to, co dzieje się w bieżącym świecie muzycznym. Tym bardziej jeśli za pośrednictwem premierowych wydawnictw płytowych, przypominają nam o sobie prawdziwe rockowe legendy. Właśnie ukazał się nowy album, chyba najpopularniejszej rockowej formacji z Holandii – Focus. Zespołu tego nikomu flirtującemu z rockiem progresywnym raczej nie należy przedstawiać. Mniej wtajemniczonym przypomnę szybko, że na początku lat 70. bez wątpienia należał on nie tylko do holenderskiej, ale także i światowej czołówki uprawiającej ten gatunek muzyczny. Później było już trochę gorzej, ale reaktywowany w 2002 roku przez byłego leadera Thijsa van Leera zespół od ponad 15 lat z ogromnym powodzeniem koncertuje, a od czasu do czasu rejestruje też bardziej lub mniej udane albumy studyjne (o ogromie wydawnictw koncertowych nie wspomnę).

Tył CD

Najnowsza propozycja formacji nosi tytuł – Focus 11. Najpierw płyta była dostępna jedynie na koncertach grupy i przez jego oficjalną stronę, a teraz trafiła do powszechnej dystrybucji. Znalazło się na niej jedenaście utworów z czego dwa pojawiły się w nieco innych wersjach dwa lata temu na jakby pobocznym projekcie wydawniczym The Focus Family Album (zbierającym solowe i zespołowe nagrania członków zespołu). Ciężko pisać o albumie który zna się od kilku dni jak o materiale z którym obcujemy od lat, ale już na pierwszy „rzut ucha” wydało mi się, że longplay jest lepszy od swojego poprzednika z 2012 roku – Focus X. Pamiętam, że słuchając tamtej płyty (do której w odróżnieniu do płyt Focus 8 /2002/ i Focus 9-New Skin /2009/ zupełnie nie wracam) miałem wrażenie że co najmniej połowa utworów posiada raczej niepotrzebne wokale, czy melorecytacje. A im dalej tym głosów było więcej… Tutaj Focus skupił się raczej na graniu instrumentalnym, co (nie licząc kilku fajnych piosenek z debiutu) zawsze wychodziło tej formacji na dobre. Niestety płyta ma nie za dobry początek. Otwierający ją Who’s Calling? jest lekko chaotyczny, zbyt galopujący i cechuje się brakiem wyrazistej i logicznie skonstruowanej melodii. Na dodatek akompaniament gitarowy w tyle brzmi (jak na Focus) nadmiernie „metalowo”. Właściwie CD powinien się zacząć od kolejnego utworu – Heaven. Mamy tutaj znacznie więcej typowych „focusowych” elementów. Fajną progresję „hammondowych” akordów na początku, lepiej wyważone proporcje pomiędzy organami, fletem i gitarą, a przede wszystkim wpadający w ucho główny motyw melodyczny – udanie nawiązujący do muzyki dawnej. Również zdecydowanie udany jest utrzymany w starym, rozmarzonym stylu, prezentujący spokojniejsze oblicze zespołu – Thodora Na Na Na. Chociaż melodyka już nie ta, to całość została zbudowana na ciekawych akordach i typowych dla Focusa progresjach harmonicznych. Dość nijako i banalnie melodycznie wypada natomiast raczej zbędny w tym zestawie How Many Miles? (popsuty na dodatek niepotrzebnym wokalem). Mazzel oparty jest na zakręconej melodii, prowadzonej unisono przez gitarę i klawisze. Wygląda to nieźle, ale brakuje mi jakieś spokojniejszej, kontrastującej części, która by dała odbiorcy wytchnienie od niespokojnych dźwięków tematu. Nawiązaniem do dawnego Focus jest Winnie, z melodią graną głównie przez gitarę z okazjonalnymi wejściami fletu. Utwór jest pełen zadumy, klimatyczny, ale niestety pozbawiony nośnego tematu. Pogmatwana, jazzująca melodyka i ostrzejsza gitara powraca w Palindrome. Dla kontrastu pojawia się tutaj, także bardziej podniosła część środkowa. Kapitalnie prezentuje się ponadto gęsta perkusja (ze wstawkami solowymi), brzmiąca jakby czas cofnął się o 45 lat. Jak ten Pierre var der Linden to robi? Miniatura Clair-Obscur to jeden z najmocniejszych momentów albumu. Zawiły melodycznie, ale jednocześnie relaksujący i balladowy z tak lubianym przez wielbicieli zespołu fletem, którego według mnie na płycie jest krztynę za mało. Nie bez znaczenia jest też fakt, że w tym utworze niektóre frazy lekko zapadają słuchaczowi w pamięć. Mare Nostrum jedyny fragment w zestawie nieskomponowany przez Thijsa van Leera, o dziwo zdecydowanie kręci się wokół typowych dla zespołu klimatów. Znowu mamy tu główną, powolnie i miło snującą się część, z którą kontrastuje jazzująca – szczególnie w synkopowanej warstwie rytmicznej – część druga. Utwór może się podobać, chociaż ciężko się w nim niestety doszukać jakiegoś oryginalnego tematu. W marszowym Final Anaysis pojawiają się udane odniesienia do dawnego brzmienia zespołu. Tyle, że niestety melodyka jest tu ponownie mało odkrywcza i robi wrażenie lekko namolnej. Najlepsze zostawili jednak na koniec. Tytułowy Focus 11ma wreszcie wszystkie te cechy za które kochamy Focus. Od pierwszych taktów pojawia się urokliwa melodia. Klimat utworu jest nostalgiczny, wciągający, typowy dla wszystkich „numerowanych focusów”. Do tego dochodzi udany, żywszy przerywnik taneczny z dźwiękami fletu. Nie jest to oczywiście dzieło na miarę genialnych Focus II, czy Focus III, ale i tak to zdecydowany numer jeden w zestawie.

Label LP

Reasumując album może nie powala na kolana, ale na pewno warto go poznać, nie nastawiając się oczywiście na to, że zrobi on na nas takie wrażenie jak pierwsze cztery krążki formacji. Dwaj „oryginalni” członkowie Focus mają już ponad 70 lat i trudno oczekiwać od nich kreatywności twórczej 20-sto latków. Bez wątpienia należy natomiast docenić to, że wciąż im się chce i potrafią przygotować naprawdę przyzwoity album dla swoich fanów, nie skupiając się jedynie na odgrywaniu dawnych kawałków na licznych koncertach. I jeszcze mała uwaga odnośnie samego brzmienia. Wolałbym, żeby longplay miał odrobinę wyrazistszy dźwięk. Całość jest nieco przymulona, ale ponieważ właściwie wszystkie wydawnictwa Focus charakteryzowały się podobnym kolorytem tonalnym, można to uznać za słuszne nawiązanie do starego, sprawdzonego stylu.