Paul McCartney – Flaming Pie (archive collection)

Paul McCartney – Flaming Pie (archive collection)

No cóż, nie ma co ukrywać, że znowu mocno opuściłem się w regularnym pisaniu, co nota bene wytknął mi niedawno bardzo sympatyczny czytelnik mojego bloga. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, bo tym samym poczułem się zmotywowany, żeby po raz kolejny ożywić nieco stronę. Jedynym problem był brak aktualnych tematów. Zapowiedzi nowości płytowych z ostatnich tygodni były tak koszmarne, że naprawdę szkoda byłoby zużywać energię na klikanie w klawiaturę celem pisania o nich. Abstrahując od faktu, że jakieś 90% wykonawców ogłaszających rychłe wydanie swoich dzieł, jest dla mnie kompletną niewiadomą. I nagle przyszło wybawienie. Oto całkiem znienacka Paul McCartney zaanonsował dziesiątą już edycję swoich archiwaliów w ramach ekskluzywnej serii – Archive Collection. Tym razem wybór padł na bardzo beatlesowski album z 1997 roku – Flaming Pie. Ucieszyłem się bardzo, bo jest to jedna z moich ulubionych płyt Paula, jednak po wejściu na stronę ex-beatlesa i sprawdzeniu cen wydawnictwa owa radość szybko zamieniła się w rozpacz. No, ale przejdźmy do konkretów.

 

Najbardziej wypasioną wersją wydawnictwa (tzw. Collector’s Edition) jest ogromny, owinięty w tkaninę box, który zawierać będzie: 5 CD, 2 DVD, 4 LP oraz masę bajerów (128-stronicową książkę, kopie zapisanych odręcznie tekstów utworów, portfolio ze zdjęciami Lindy, plakat i inne, raczej niezbyt potrzebne memorabilia). Mój stosunek do tego typu projektów robi się niestety coraz bardziej negatywny. Prawda jest taka, że te pudła zawalają pół domu i jeśli sięgnie się do nich raz w życiu to już jest sukces. Ta edycja jest limitowana do 3000 sztuk, a jej cena wynosi 600 (!!!) dolarów. Wniosek jest taki, że chętnych do zakupu zapewne ubywa, więc trzeba podnieść cenę. Ciekawe gdzie jest tego granica.

 

Zajmijmy się jednak tym co najważniejsze, czyli co konkretnie zawierają same płyty. Na pierwszym CD mamy oczywiście zremasterowany, „właściwy” album. Druga płytka to domowe wersje demo 11 utworów. Niby fajnie, ale podejrzewam, że skończy się to na jednorazowym przesłuchaniu materiału (próbkę tego krążka mamy już w sieci, ponieważ Paul udostępnił wersję demo nagrania Young Boy). Najciekawiej zapowiada się trzeci kompakt, z demami i roboczymi mixami, ale pochodzącymi już ze studia nagraniowego. Wśród 10 kompozycji znalazły się dwa, których tytułów nie znam (C’mon Down C’mon Baby i Whole Life), ale być może są to jakieś alternatywne nazwy nagrań z płyty. Czwarty krążek to głównie utwory, które w epoce wydania albumu wypuszczano na pochodzących z niego singlach. Wyjątkiem jest zrealizowane wspólnie z Allenem Ginsbergiem nagranie – The Ballad Of The Skeletons. Aczkolwiek jeśli jest to kawałek dostępny w sieci (gdzie podczas akompaniamentu Paula, Ginsberg recytuje jakieś polityczne manifesty) – to raczej szkoda na niego czasu. I wreszcie ostatni, piąty dysk zatytułowany Flaming Pie At The Mill. Zawarty na nim materiał opisywany jest jako spoken word documentary, co zapowiada niestety jakieś gadanie, przeplatane fragmentami muzyki. Płyty DVD to: dokument In The World Tonight oraz teledyski, wywiady, fragmenty występów i materiały zza kulis. I jeszcze to, co interesuje mnie najbardziej, czyli winyle. Pierwsze dwa to zremasterowany w technologii half speed zasadniczy album. Oryginalnie był on wydawnictwem jednopłytowym, ale wiadomo że teraz trzeba zarobić więcej i wcisnąć fanom płytę podwójną z trzema utworami na stronie. O tempora, o mores! Trzeci krążek (tożsamy z drugim CD) to domowe dema. Natomiast na czwartym, jednostronnym winylu wytłoczono omawiany wyżej utwór The Ballad Of The Skeletons. Szkoda, że biorąc od ludzi tyle kasy nie udostępniono na czarnych płytach także outtaków ze studia.

 

Album zostanie wydany jeszcze w wersjach deluxe (box z 5 CD i 2 DVD ale bez winyli i niektórych dodatków w cenie 255 dolarów), jako potrójny winyl (czyli dwudyskowa płyta zasadnicza plus domowe dema), podwójny LP (jedynie główna płyta) oraz podwójny CD. Nie ignorowałbym tej ostatniej wersji, ponieważ przedstawia się ona zdecydowanie najrozsądniej. Na drugim dysku mamy tam wszystkie domowe dema, 6 outtaków ze studia i 4 nagrania z singli. I w sumie, gdyby przerzucić utwory singlowe na pierwszy dysk, na drugim można by spokojnie zmieścić wszystkie odrzuty ze studia i taka edycja byłaby naprawdę genialna i w pełni wystarczająca. Wszystkie warianty albumu mają ukazać się 31 lipca.

 

Reasumując płytę uwielbiam, ale z tej edycji zakupię (i to z bólem) jedynie potrójny winyl. A wszyscy którzy chcą trochę poobcować z wydawnictwem nie płacąc za nie 600 dolarów mogą pooglądać poniższy filmik.