The Doors – L.A. Woman (50th anniversary edition)

The Doors – L.A. Woman (50th anniversary edition)

W ramach nadrabiania moich zaległości nagromadzonych podczas minionego półrocza dziś zajmiemy się rocznicowym wznowieniem ostatniej płyty The Doors nagranej z Jimem Morrisonem – L.A. Woman. Od dawna było oczywiste, że po jubileuszowych wydaniach wszystkich longplayów zespołu przyjdzie kolej także i na ten album. Ale co innego wiedzieć, a co innego obcować z gotowym produktem. Wyznawcą Doorsów jestem od zawsze i subiektywnie uważam ich za najlepszy amerykański zespół w historii rocka, ale nigdy nie byłem specjalnym entuzjastą omawianego krążka. Longplay ma od zawsze lekko kultowy status (bez wątpienia ze względu na fakt, że jest to pożegnalny materiał oryginalnego składu i na obecność na nim ponadczasowego – Riders On The Storm), ale dla mnie wyraźnie słychać że z formacji zaczęło uchodzić już powietrze. Uleciała też gdzieś niesamowita magia i tajemnicza aura znana z pierwszych 3-4 albumów grupy. No, ale co by nie mówić są to jednak Doorsi, co gwarantuje poziom nieosiągalny dla 95% innych (szczególnie współczesnych) kapel.

 

Co zatem zawiera omawiana jubileuszowa edycja? Pierwszy dysk to zremasterowany (po-raz-enty w sumie nie wiadomo po co) właściwy album, oraz dwa nagrania dodatkowe: domowe demo uwielbianego przeze mnie – Hyacinth House oraz studyjne demo jeszcze bardziej zachwycającego (chyba wszystkich) – Riders On The Storm. To nagranie zrealizowane podczas sesji z producentem Paulem A. Rothchildem, było od dawna uważane za zaginione i stanowiło podobno powód jego rezygnacji z dalszej współpracy z zespołem. Trochę trudno w to uwierzyć, bo wersja ta jest zaprawdę rewelacyjna, a nazwanie jej przez Rotchilda „muzyką koktajlową” zakrawa już na istną kpinę. No ale zostawmy ten niemiły temat i wróćmy do płyt. Na krążkach drugim i trzecim, zatytułowanych L.A Woman Sessions, znalazło się ponad dwie godziny muzyki pochodzącej, jak sama nazwa wskazuje z sesji do albumu. I trzeba przyznać, że dawka muzyki jest tak potężna, iż powinna spokojnie ukontentować wszystkich wielbicieli formacji. W przypadku 5 nagrań możemy posłuchać kilku podejść do danego utworu, które trwają razem niekiedy blisko 30 minut (!!!) Nie wiem czy są to pełne zachowane sesje, ale na pewno ich bardzo pokaźna część. Brakuje mi trochę dokładnych informacji na temat każdej z zamieszczonych tutaj wersji oraz czy była ona już publikowana (chociaż poza wspomnianym demem Hyacinth House, wszystkie nagrania są opisywane jako udostępnione po raz pierwszy). Ja podejrzewam np. że znakomita większość wydanego 10 lat temu albumu L.A. Woman Workshop Sessions jest tutaj powtórzona, aczkolwiek przyznaję, że nie sprawdzałem tego dokładnie. Niezależnie od tego faktu muszę zaznaczyć, iż o ile tamtej płyty słuchało mi się ciężko i nigdy do niej nie wracałem, to obcowanie z obecną, poszerzoną wersją materiału sesyjnego wypada naprawdę znakomicie. Niestety nigdzie nie znajdziemy próbnych podejść do bardzo lubianych przeze mnie: Hyacinth House i L’America, ale może były one słabe, a może po prostu nie zachowały się. Natomiast całość uzupełnia na pocieszenie kilka granych podczas sesji krótszych, coverowych fragmentów, które nie weszły na ostateczną wersję albumu. Legendarny dźwiękowiec Doorsów Bruce Botnick wykonał także nowy mix przestrzenny w technologii Dolby Atmos.  Jednak nie jest on na razie dostępny fizycznie, ale jedynie za pomocą platform streamingowych. No cóż, można jedynie westchnąć: O tempora! O mores! Całość została wydana 3 grudnia 2021 w formie boxu zawierającego 3 CD, książkę i winyl (niestety tylko z oryginalnym albumem bez bonusów).

 

P.S. A na koniec w ramach lekkiej prywaty (bo w końcu jest to przecież mój blog) dziękuję pewnej wyjątkowej osobie, która co prawda niemal zagięła okładkę mojej wypieszczonej, oryginalnej edycji winylowej albumu Waiting For The Sun sprzed 53 lat, ale ostatecznie sprawiła, że granie na gitarze i pisanie o muzyce stały się dla mnie znów ogromną frajdą.

 

P.S. 2. Zachęcam do odsłuchania pierwszej wersji Riders On The Storm i zastanowienia się czy w wyniku takiego nagrania też zerwali byście współpracę z grającym zespołem 😉