John Lennon – Gimme Some Truth (The Ultimate Mixes)

John Lennon – Gimme Some Truth (The Ultimate Mixes)

Dosłownie parę dni temu napisałem, że kto jak kto, ale Rolling Stonesi znają się na robieniu pieniędzy jak niemalże nikt inny. A tu niespodziewanie przypomniała nam o sobie osoba, która ów temat opanowała również w stopniu perfekcyjnym. Yoko Ono (bo o niej mowa) znakomicie zarządza artystyczną spuścizną Johna Lennona, racząc nas od czasu do czasu jakimś „niezbędnym do posiadania” wydawnictwem. Aczkolwiek absolutnie nie robię z tego faktu najmniejszego zarzutu. To bardzo dobrze, że ktoś zajmuje się w sposób należyty twórczością Johna, a trzeba podkreślić, że Yoko robi to zawsze bardzo profesjonalnie i na najwyższym poziomie. A to, iż od czasu do czasu przemyci tu i ówdzie jakieś swoje „dzieło” jest wliczone w cenę rachunku.W tym roku spodziewaliśmy się raczej rocznicowego wydania lennonowskiego klasyka Plastic Ono Band (w edycji tożsamej z wypuszczonym dwa lata temu boxem Imagine), a tym czasem Yoko zdecydowała się zaprezentować nam składankę Gimme Some Truth, zawierającą w najbardziej wypasionej wersji 36 nagrań.

Ale przejdźmy wreszcie do konkretów. Najważniejsza informacja jest taka, że wszystkie utwory zostały na nowo oczyszczone i zremiksowane (podobnie jak to zrobiono w przypadku wspomnianej już wcześniej edycji albumu Imagine). Tym samym hity Johna zyskały nie tylko nowe mixy stereo, ale także dźwięk przestrzenny w systemie 5:1. Chociaż trzeba tutaj przypomnieć, że nie są to pionierskie tego typu działania, ponieważ pierwsze (zresztą bardzo dobre) mixy surround nagrań Johna wykonano w 2007 roku przy okazji wydania DVD Lennon Legend. Natomiast prawie wszystkie płyty katalogowe eks-beatlesa zremiksowane (naprawdę kapitalnie) do stereo ukazały się w latach 2000-2005. Tym razem chodziło jednak o połączenie dawnego ducha i brzmienia tych nagrań z nową technologią obróbki dźwięku. Przyznam, że wypuszczony już do sieci w ramach promocji albumu, utwór Instant Karma, bardzo rozbudził mój dźwiękowy apetyt. Nareszcie znikł przester na wokalu Johna (którego szczerze nienawidziłem przez ostatnie 30 lat), pojawił się wyraźny głęboki bas, a całość nabrała przestrzeni.

Jeśli chodzi o dobór utworów to otrzymujemy dość kompetentny zestaw w którym razi mnie tylko brak słynnego Mother, prawie zupełne pominięcie nagrań z LP Sometime In New York City oraz jak to na wszystkich składankach Johna – nadreprezentacja kompozycji z płyt Double Fantasy i Milk And Honey. Jednakże nie martwił bym się tym za bardzo, ponieważ jest dla mnie oczywiste że to wydawnictwo jest tylko preludium do wypuszczenia w najbliższej przyszłości wszystkich płyt Johna w zremiksowanej formie (mam nadzieję że także z licznymi bonusami).

Jeszcze słowo o samych edycjach. Tak jak to się obecnie praktykuje płyta będzie dostępna w kilku wariantach, z których bez zastanowienia polecam opcje: na 4 LP (z 8-stronicowym bookletem, plakatem i innymi bajerami) oraz jako 2CD+Blu-Ray (124 stronicowa książeczka plus bajery). Reszta wariantów jest kierowana do oszczędnych i raczej niezbyt zaangażowanych fanów Johna. Wydawnictwo ukaże się 9 października (w rocznicę 80 urodzin Lennona). No, a ja już czekam na box Plastic Ono Band.